środa, 24 września 2014

Rozdział 12, część 1

Pani Helena. Czasem spotkanie jednej osoby tak bardzo może zmienić człowieka. Pani Helena jest naszą sąsiadką drzwi w drzwi. Wstyd się przyznać, ale przez długi czas nie znałam nawet jej imienia. Ludzie w bloku są wszyscy jacyś tacy anonimowi, zamknięci na jakikolwiek kontakt. Zresztą ja też taka byłam. Ale uwaga! Byłam. Bo odkąd mam Mystera bardziej otworzyłam się na świat. Te wszystkie kontakty „spacerowe”, rozmowy z innymi właścicielami piesków, to świetna terapia, by otworzyć się na drugiego człowieka. Pies to świetny i niewyczerpany temat rozmowy. I tak, dzięki Mysterowi, nie wiadomo, kiedy, z „wypłocha”, (bo tak się teraz widzę) stałam się całkiem rozmowną osobą, co w moim pokoleniu jest już raczej cechą rzadko spotykaną. I tak, oczywiście dzięki Mysterowi, poznałam panią Helenę. Wcześniej wiedziałam tylko, że na pewno mieszka sama, czasem ktoś do niej wpadał. Zawsze nobliwa, elegancka, z wonią pięknych, choć ciężkich perfum. Czasem spotykałam ją w drodze do sklepu lub na klatce, ale mówiłam tylko dzień dobry, dzień dobry, spuszczałam wzrok i szłam do siebie. Zero kontaktu. Teraz było mi aż wstyd. Dopiero Myster nauczył mnie jak powinnam się zachowywać. Raz czy drugi spotykając panią Helenę, zachowywał się bardzo przyjaźnie i ocierając się jak kot, witał się i domagał pieszczot. Trochę mnie to peszyło, bo pani była taka dystyngowana, że wręcz bałam się, że Myster zostawi kłaczka czy pobrudzi łapą i będzie afera. Ale nie. Pani Helena wyraźnie się ożywiała i cieszył ją kontakt z Mysterem. Zamieniłyśmy parę miłych zdań. Miała niesamowite oczy! Głęboko błękitne i takie poważno-zawadiackie! Potem przez jakiś czas nie widywałam jej wcale. Martwiłam się już, ale jakoś nie wiedziałam, kogo o nią zapytać. Potem raz czy dwa widziałam ją przez okno idącą jakoś tak powoli, ciężko. Potem znów wydawało mi się, że jej nie ma, bo jej nie spotykałam, ale z dołu, będąc na spacerze z Mysterem, widziałam, że powiewa u niej firanka z otwartego na oścież balkonu. To mnie już zaniepokoiło. Podzieliłam się tym z Tomkiem, który tylko prychnął i zapytał kpiąco, co go interesują jacyś niby sąsiedzi, których w ogóle nie zna. Strasznie się oburzyłam! Uważałam, że trzeba reagować, interesować się sobą wzajemnie, że oprócz tego, że to miłe, to wtedy po prostu robi się bezpieczniej. Zapukałam do drzwi pani Heleny. Długo, długo nic, a potem usłyszałam ciche:
„Kto tam?”
(ciąg dalszy nastąpi...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz