poniedziałek, 1 września 2014

Rozdział 7, część 11

Przy drzwiach wisiał naderwany dzwonek, który jednak okazał się działający. Zadzwoniłam raz, drugi. Cisza. W głębi domu zaszczekał pies. Usłyszałam skrzypienie podłogi i z okna na parterze wychyliła się głowa starszej pani w chuście.
O co chodzi?- zapytała, taksując mnie wzrokiem.
Ja do doktora – odpowiedziałam.
Nie ma - odpowiedziała niechętnie.
A kiedy będzie?
Oj, za parę godzin, pojechał na operację krowy. Lepiej przyjść jutro.
Jutro nie mogę, będę już daleko stąd - załamałam ręce.
Co robić, co robić… Mruczałam do siebie. A może jakiś telefon do doktora?
E… komórki nie używa, przyjść jutro – powiedziała i po prostu zatrzasnęła okno i tyle ją widziałam.
Stałam tak jeszcze chwilę i nie wiedziałam, co dalej ...
Wróciłam do samochodu, w którym Myster- pełen niepokoju- szalał. Ucieszył się jakby mnie z rok nie widział, kochany piesio. Tomek tez nie miał pomysłu, co robić dalej. Weszliśmy do sklepu społem i zapytałam ekspedientkę gdzie jest inny weterynarz.
Nie wiem, nie wiem. Do tego tutaj, Kowalika, przyjeżdżają oj z daleka, a i on czasem jeździ nawet i 100 kilometrów do cielaka. Nie wiem pani, nie wiem. A może jakieś ciasteczka pani kupi, co?
Spojrzałam na nią nieprzytomnym wzrokiem – nie, nie, dziękuję. Nie ciasteczka mi teraz w głowie- pomyślałam.
Nie pozostawało nic innego jak wrócić i spróbować coś zadziałać na miejscu.
Podjechaliśmy pod dworek. Myster chciał znów wyskoczyć, by sobie pohasać, ale został z Tomkiem przy samochodzie. Widziałam, że Tomek ma już dość, stwierdził, że musi poszukać netu i załatwić kilka spraw, a ja rozejrzałam się szukając wzrokiem Psa.
(ciąg dalszy nastąpi...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz