środa, 10 grudnia 2014

Rozdział 23, część 5

Jak mogłam być taka durna, by się denerwować, że przyjechała nie o czasie?! Muszę z tym walczyć!!
Magda miała jakiś taki spokój w sobie, ciepło. Nie wiem kiedy zabrała się za krojenie owoców na sałatkę. Była taka kochana i taktowna. Na pewno miała (jak to ona) milion pomysłów kulinarnych w głowie, ale nic się nie wcinała tylko pytała, co chciałam zrobić i jak i żebym ją wykorzystała jak majtka na pokładzie. To był cudowny czas! Kroiłyśmy, szykowałyśmy (w planie miałam trzy różne sałatki i ziemniaki zapiekane ze szpinakiem, ziołami i serem pleśniowym). Jako danie późniejsze już była podszykowana panga w ziołach. A co, jak szaleć, to szaleć! Właściwie dopiero tu, w tej podkowiańskiej kuchni, mogłam coś normalnie przygotować. W warszawskim mieszkaniu kuchnia była tak mała, że nie bardzo było gdzie coś pokroić czy położyć. A poza tym Tomek nie bardzo lubił jakieś zioła, szpinak czy jak to on mówił– „eksperymenta”. A u cioci Wandy to jakoś się krępowałam, bo widziałam, że ona się strasznie denerwuje, że jej nabrudzę, poprzestawiam garnki itd. Tu nareszcie mogłam działać!
(ciąg dalszy nastąpi...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz