sobota, 20 grudnia 2014

Rozdział 24, część 2

Mimo tak ogromnej różnicy wieku, miałyśmy niesamowity kontakt, to była prawdziwa przyjaźń, więź pełna ciepła i zrozumienia. Dzwoniłam do niej bardzo często, bardzo mi jej brakowało. Bo jednak, co tu dużo mówić, z Mysterem nie bardzo mogłam sobie pogadać… I tak jakoś było mi dziwnie, szczególnie w weekendy. Niby super, swoboda, można się wyspać, z Mysterem połazikować po pięknej okolicy, coś zjeść, poczytać no i oczywiście pohaftować. Ale jakoś tak jednak samotnie. Nie ma z kim pozachwycać się krokusami, pokazać piękną sikorkę na drzewie. Brakowało  mi kontaktu takiego zwykłego, codziennego. Dlatego tak często wykręcałam numer do pani Heleny. Zazwyczaj odbierała po trzech, czterech sygnałach, więc jeśli nie mogłam się dodzwonić to od razu dopadał mnie potworny lęk. A jeśli coś jej się stało? A jeśli zasłabła, albo… Wtedy dzwoniłam jak szalona, telefon za telefonem, analizując w głowie porę dnia. Bo dobrze znałam harmonogram dnia pani Heleny, wiedziałam mniej więcej o jakiej godzinie zawsze jest w domu. Czekałam na to jedno, trochę zmęczone, trochę zachrypnięte: Halo? I już się uspokajałam, wiedząc, że los jeszcze mi jej nie zabiera. Wiem, to było dość chore, ale tak miałam i już. Wstyd było mi się przyznać nawet sama przed sobą, ale bardziej bałam się o panią Helenę niż o ciocię Wandą.  I była to nie tylko kwestia tego, że ciocia Wanda była dużo młodsza od pani Heleny, ale tej więzi, bliskości, której z ciocią Wandą jakoś nigdy nie udało mi się zbudować.
(ciąg dalszy nastąpi...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz