poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Rozdział 1, część 2

Pojawienie się Mystera uświadomiło mi, że byłam do tej pory potwornie samotna. Psiak przynosi tyle radości, mobilizacji, tak bardzo zmienia człowieka. Już nawet nie chcę myśleć jak to było bez Mystera. Nagle moje życie uległo podziałowi na „przed psem” i „z psem”. Mieszkamy w tym bloku już tyle czasu, ale praktycznie nie znamy żadnych sąsiadów, nikogo. Na początku, jak się wprowadziliśmy to chciałam coś upiec i jak w amerykańskim filmie zanieść najbliższym sąsiadom, by się poznać, ale jakoś nie miałam śmiałości. A teraz nagle, po pojawieniu się Mystera, wydaje mi się, że znam połowę ludzi z osiedla. Dzień dobry, dzień dobry, co słychać, jak ucho Maksa, a jak niestrawność Kajtka. Nagle okazało się, że wkoło mieszka mnóstwo sympatycznych osób, z którymi zawsze można porozmawiać o psiakach, zakolegować się. Pan od Norbiego, pani od Fuksy. Pierwszy raz od lat czułam się jak w domu. Wychodząc z Mysterem, zaczęłam spotykać się z uśmiechem, miłym słowem, liźnięciem po ręku znajomego psa.
Jednak największy przełom nastąpił pewnego styczniowego wieczoru. Było koło 20, gdy jak zwykle wychodziłam z Mysterem „za potrzebą”. O tej porze omijaliśmy zawsze szerokim łukiem placyk, bo z daleka widziałam tam grupkę ludzi i ganiające się psy. Trochę się bałam tego skupiska. Raz, że nie znałam tych ludzi, dwa, że godzina ósma wieczorem zimą w Polsce to środek nocy, więc niezbyt przyjemnie. Poza tym, mimo, że uwielbiałam wszystkie psiaki, to bałam się czy ta puszczona zgraja psów nie zrobiłaby krzywdy mojemu. Tego wieczoru jednak Myster wyczuł w powietrzu jakiś trop i ciągnął jak świniak na trufle prosto w stronę placyku. Ciągnęłam go mocno, by zmienić kierunek, ale już było za późno… Jeden z psów ze zgrai zauważył nas i ruszył pędem prosto na nas. Zmroziło mnie. Myster ustosunkował się jednak bardzo przyjacielsko i zaczął na wszelki wypadek machać ogonem. Pies, zbliżył się do nas z prędkością błyskawicy, rzucił się na Mystera, przewrócił go i… zaczął wylizywać i obwąchiwać przyjacielsko. Przez moment już chciałam wrzeszczeć na całe gardło ze zgrozy, ale tylko się uśmiechnęłam. Myster był w siódmym niebie. Nowy kolega, do tarzania się, obwąchiwania i podgryzania. Z tłumu zaczęła zbliżać się do nas jakaś „napakowana” postać. Latarnie z placyku rzucały cienie i nie widziałam nawet czy to kobieta czy mężczyzna...
(ciąg dalszy nastąpi....)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz