Dopiero latem, prawie pół roku później miałam się dowiedzieć,
co się stało z Trupkiem…
Pewnego sobotniego przedpołudnia, bardzo słonecznego,
wybrałam się z Mysterem na długi spacer. Przechodziliśmy przez osiedle domków
szeregowych. Przy jednej z posesji jakiś pan zamiatał chodnik. Obok niego na
chodniku siedział …. Trupek! Chociaż nie byłam do końca pewna czy to on.
Zadbany, z lśniącą sierścią. Podeszłam bliżej. Pan obrzucił mnie niechętnym
wzrokiem. Myster z Trupkiem już zaczęli zapoznawcze obwąchiwanie ogonów.
Trupek? Nie Trupek?
-Przepraszam, czy mogę zapytać skąd pan ma tego psa? - zagaiłam
niepewnie.
-A o co chodzi?- -pan odpowiedział niezbyt sympatycznie.
Opowiedziałam mu pokrótce historię z Trupkiem. Już na początku opowieści pan się
wyraźnie rozchmurzył i nawet uśmiechnął.
Widzi Pani – zaczął- znaleźliśmy go krótko przed Wielkanocą.
Był nieprzytomny, myśleliśmy, że nie żyje, ale córka zobaczyła, że brzuch mu
się lekko unosi, że oddycha. Cośmy z nim przeszli! Był bardzo chory, zagłodzony
po prostu! Ale jak zaczął dochodzić do siebie to nam zwiewał do ogródka i
siedział na środku trawnika. Pani, zimno jeszcze było bardzo, a on za nic do
domu nie chciał wejść. Cyrki były! Jak posłanie na progu położyliśmy to wywlókł
je i spał pod gołym niebem. Musiał mieć koszmarne życie.. tośmy mu budę w końcu
w ogródku zrobili, ocieplili i zaczął tam mieszkać.Teraz nawet czasem podchodzi
od strony tarasu i zagląda nam do salonu, ale nigdy nie wejdzie, na razie nawet
nie da się pogłaskać, ale łazi za mną krok w krok. Ale na początku to był taki
chudy i słaby, że potrafił stać i nagle się przewrócić. I mieliśmy problem jeszcze,
bo się obok nowi ludzie wprowadzili i jak zobaczyli, że on na zimnie i deszczu
śpi taki chudy to nam zaraz nasłali tych obrońców zwierząt. A oni nas o mało
żywcem nie zjedli, bo myśleli, że my go do takiego stanu doprowadziliśmy. Nie
dali nam do słowa dojść. Pani, musiałem do tego weterynarza dzwonić, by
przyjeżdżał i świadczył za nas jak go ratowaliśmy. I jak pani dziś podeszła to
myślałem, że znowu jakieś animalsy idą. Ale ja nie mam pretensji, cieszę się,
że się ludzie interesują zwierzakami, bo jak się czasem słyszy, że..
Przerwał i spojrzał zakłopotany na mnie. A mnie leciały łzy,
ciurkiem po policzkach... łzy szczęścia, łzy wdzięczności dla dobroci tych
ludzi. Miałam ochotę ucałować tego pana, musiałam się bardzo powstrzymywać by
tego nie zrobić.
Myster pięknie się bawił i
zaczepiał Trupka. Powoli się żegnałam i odchodziłam. Chętnie bym jeszcze
została i posłuchała szczegółów, ale nie chciałam wyjść na kompletną wariatkę,
bo łzy mi wciąż płynęły. Odchodząc odwróciłam się jeszcze raz. Pan zamiatał
dalej, a Trupek, przepraszam teraz nazywał się Reks, wodził spokojnym i
rozkochanym wzrokiem za swoim panem, prawdziwym CZŁOWIEKIEM.(ciąg dalszy nastąpi...)
Też się wzruszyłam czytając! Uściski dla autorki
OdpowiedzUsuń