- Ciociu, dzień dobry!! – rzuciłam się do witania
autentycznie ucieszona widokiem Cioci.
-Mogłabyś chociaż zadzwonić, starzy ludzie nie lubią
nagłych wizyt, nie pamiętasz?
Zaczyna się, pomyślałam.
- Ach, no tak, powinnam była zadzwonić, ale zawsze jak
dzwonię to potem coś się dzieje i w końcu nie przyjeżdżam. To tak chyba lepiej,
prawda? – odpowiedziałam odważnie.
- Dobrze, dobrze, już chodź. Tylko zabierz wszystko z
samochodu i przestaw go, bo jakoś krzywo stoi.
Zaczyna się to denerwujące instruowanie. Rany! Jakby oprócz
Cioci cała galaktyka ludzi to byli bezmózgowce, których trzeba dokładnie
pokierować w działaniu i w najdrobniejszym szczególe. Niestety sama też troszkę
taka byłam. To chyba była siła genów.
Weszłyśmy do domu. Dom. Tu był kiedyś mój dom. Właściwie jedyny,
jaki pamiętam, bo ten wcześniejszy, prawdziwy, powoli zupełnie zacierał mi się
w pamięci… Kierowana w najmniejszym działaniu (postaw to tu, tam powieś, siadaj
tam) i traktowana jak oficjalny gość i tak czułam, że wróciłam do domu. Usiadłam
w kuchni, na moim ulubionym legowisku zrobionym ze starych kufrów „wyprawowych”
jakiejś tam babcio-ciotki. Ciocia zniknęła w spiżarni. Rozejrzałam się po
kuchni. Panował tu jak zwykle nieskazitelny porządek, który sama też
uwielbiałam. Porządek budził we mnie spokój, bezpieczeństwo. Przez uchylone
drzwi spiżarni widziałam półki pełne kiszonych ogórków, papryki, dyni. Rzędy słoików
z sokiem malinowym, porzeczkowym i agrestowym. Czułam jak produkuje mi się
dodatkowa porcja śliny.
-Może coś pomóc? – zapytałam, choć odpowiedz i tak znałam.
-Nie, nie, odpocznij, zaraz zjemy razem.
Ciocia wyszła ze spiżarni obładowana. Mimo, że nie
spodziewała się wizyty, wyglądała nienagannie, jak zwykle. Fryzura ułożona i
podpięta, śliwkowa garsonka z piękną broszką w kształcie motyla. Zazdrościłam
Jej tej samodyscypliny. Od lat mieszkała sama, a umiała znaleźć w sobie taką mobilizację, by zadbać o siebie, dom, robić przetwory no i ten ogród. Ogród był
po prostu imponujący! Każda grządeczka wypielona, zagrabiona, maliny i
porzeczki podwiązane, drzewka owocowe poprzycinane, a rabatki i małe
skalniaczki pełne kwitnących kwiatów i bylin.
-Opowiadaj, czemu ZNOWU jesteś sama – wyrzut w jej głosie
był silny.
- Tomek jest mocno podziębiony, chyba po prostu jest przemęczony
i niedospany, a Mys..
Ugryzłam się w język.
Obiecałam sobie – ani słowa o Mysterze.(ciąg dalszy nastąpi...)
ale wciąga...a te przemyślenia i obserwacje takie trafne i ciekawe. Gratuluję!
OdpowiedzUsuń