Obejrzeliśmy cały teren, zaglądając nawet do stajni, gdzie stały naprawdę piękne i zadbane konie oraz obserwując dorodne uprawy. Wcześniej zapięłam jednak Mystera, nie chciałam ryzykować, że zdenerwuje koniki. W końcu zgłodnieliśmy i udaliśmy się do gospody. Ze względu na Mystera (by mieć go na oku i vice versa) usiedliśmy na zewnątrz. Przed gospodą stało kilka samochodów, ale miałam wrażenie, że jesteśmy jedynymi gośćmi. Widocznie sezon jeszcze się tu nie rozpoczął. I całe szczęście, ponieważ cały urok tego miejsca łączył się z tą ciszą, pustką i spokojem. Zaraz jak usiedliśmy zjawiła się kelnerka. Była to dziewczyna pewnie w moim wieku, (chociaż teraz to naprawdę ciężko jest ocenić wiek!), ładna blondyneczka o delikatnych rysach i anielskich loczkach. Ubrana była w strój chyba łowicki, choć szczerze mówiąc nie znam się na tym. W każdym razie oprócz występów Mazowsza w telewizji to nigdy, a szczególnie na żywo, nie widziałam takiego stroju. To było coś! Kwiecista spódnica, falbaniasta, wyszywana bluzka i rzędy korali na szyi. Bomba!
(ciąg dalszy nastąpi...)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz