środa, 13 sierpnia 2014

Rozdział 3, część 3

Nie byłam gotowa psychicznie na odpieranie artylerii wyrzutów o bezsensowności przygarniania obcego zwierzaka do nieswojego mieszkania gdzie czeka go męka życia w puszce, że nie wiadomo, co przeżył i kiedyś może mi się rzucić do gardła i inne bzdury. Ktoś, kto nigdy nie miał zwierzęcia nie będzie w stanie zrozumieć jak bardzo Myster zmienił moje życie. Że jest cudowny, mądry, oddany i… to wszystko jest po prostu nie do opisania. Następnym razem się odważę, opowiem, obiecywałam sobie.
- Wiesz Tomek został w łóżku i … tak. Nagle, gdy okazało się, że mam nie mówić o istnieniu Mystera, to nie miałam o czym opowiadać. Z nim wiązały się najfajniejsze, najzabawniejsze momenty każdego dnia. To, co było oprócz Mystera było zwyczajną, szarą codziennością.
- Nie pamiętam już jak wygląda. Rzadko tu z Tobą przyjeżdża. W ogóle mam wrażenie, że rzadko ma dla Ciebie czas, co? Obrzuciła mnie badawczym spojrzeniem, a ja poczułam, że już zbiera mi się na płacz. Zawsze potrafiła tak zakłuć, a ja nie umiałam się obronić.
- Dużo pracuje, szef wciąż wysyła go do kolejnych miast na kontrole, a on nie może odmówić, bo wiesz jak teraz jest. W każdej chwili mogą mu podziękować. I tak w obecnej sytuacji, mimo, że ich firma ma się świetnie, obcięli kierownikom regionalnym pensje o 15%, zapobiegawczo. Starałam się ratować słowotokiem by znów nie zaczęła mnie atakować i to o rzeczy, na które i tak nie miałam wpływu.
-Dobrze, dobrze, jedz.
Poczułam ten zapach… Nawet nie wiem, kiedy Ciocia to wszystko przygotowała. I znów skrajne emocje. Przed chwilą ostra rozmowa, teraz błogie zapachy domu… Przede mną na talerzu leżały okrąglutkie pyzy poznańskie polane sosikiem, a do tego ćwikła. Danie mojego dzieciństwa… Ciocia nic sobie nie nałożyła, nie mogłam sobie przypomnieć czy kiedykolwiek przez te wszystkie lata widziałam ją jedzącą.
-Amelko, a co w ogóle zamierzacie. Latka lecą, a wy w wynajętym mieszkaniu, ze starym samochodem. I wciąż bez ślubu. Codziennie o tym myślę, nie daje mi to spokoju. A dzieci, normalna rodzina, normalne życie z obiadami, spacerami, wspólnym czasem.?
-Ciociu, błagam… wciąż nie mamy pieniędzy na tyle, by coś zrobić. Branie teraz kredytu to byłoby szaleństwo. Wszystko jakoś „przejadamy”, w Warszawie wszystko jest bardzo drogie i …
-Wiem, powinno stać mnie na mieszkanie dla Ciebie…, Ale jak umrę to ten dom…
-Nie chcę tego słuchać!  - Przerwałam jej ostro. Za każdym moim przyjazdem rozmowa wyglądała identycznie.
(ciąg dalszy nastąpi...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz