Wiedziałam, że trzeba było ratować Trupka TERAZ, nie potem.
Wyjechałam jeszcze raz na tę trasę. W tym miejscu już go nie było, ale
paręnaście metrów dalej ujrzałam go jak dreptał skulony wzdłuż drogi. Włączyłam
awaryjne i zaczęłam wolno za nim jechać. Zaraz skręcił w jedną uliczkę gdzie
zaparkowałam nie spuszczając go z oczu. Zaczęłam za nim iść i wyciągałam rękę,
w której miałam kiełbasę. Jak tylko poczuł się namierzony to zaczął swój
kuśtykający bieg, a ja zaczęłam biec za nim. Wtedy on zaczął rozwijać taką prędkość, że zdecydowałam się wrócić po samochód. Jak wielką krzywdę musieli mu
wyrządzić ludzie, że tak strasznie się bał. Zamordowałabym takich ludzi,
naprawdę.
Powrót do samochodu okazał
się katastrofą… Nigdzie nie mogłam znaleźć Trupka... Zaczęłam jeździć w kółko, powoli, otrąbywana
przez samochody i wyzywana od idiotek. Może działałam źle, bo tak chaotycznie i
pewnie przez to on bał się jeszcze bardziej. Na szczęście los zaczął mi
sprzyjać. Zobaczyłam go jak już spokojnie kuśtykał wąską osiedlową uliczką.
Zatrzymałam samochód, rzuciłam kiełbasę jak najbliżej Trupka i cały czas do
niego przemawiałam. Równocześnie zaczęłam iść powolutku w jego kierunku. On
cofał się wciąż potwornie wystraszony, ale i tak cieszyłam się, że już nie
wieje. Zjadał łapczywie kiełbasę, łypiąc na mnie wystraszonym okiem. Wyglądał
potwornie źle… Powoli robiłam mu ścieżkę z kiełbasy by podszedł trochę bliżej.(ciąg dalszy nastąpi...)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz